Damian Bayon | juan soriano: rzeźbiarz

js-travajoGdybym określić miał Juana Soriano jednym tylko przymiotnikiem, jedno słowo przyszłoby mi do głowy: antyakademicki. Istnieje bowiem „akademia” we wszystkich dziedzinach: ta tradycjonalna, bez wątpienia, ale i zdumiewająca „akademia nowoczesności”. Świat dzisiejszy pełen jest tych nieszczęsnych akademików, nudnych mentorów nauczających co w sztuce nowoczesnej jest dozwolone, a co zabronione.

W tym sensie, Juan jest synonimem buntu przeciw akademii. Przed wielu laty, zanim jeszcze go spotkałem – choć znałem już jego malarstwo – w pewnej meksykańskiej galerii zaintrygowały mnie niewielkie rzeźby w zielonym brązie. Spodobały mi się i z ciekawości zapytałem zaprzyjaźnioną właścicielkę galerii: „czyje to?”. Wciąż brzmi mi w uszach nieoczekiwana odpowiedź: „To Juan Soriano”. Jej dyma zabrzmiała niemal jak prowokacja.

I była to prowokacja. Pogrążyłem się w myślach, bo Soriano zdał mi się wówczas w dwójnasób nieodgadniony. Bo istniał Juan Soriano, który już jako malarz objawiał się jako cała plejada malarzy, a teraz okazywało się, że ten sam człowiek był również rzeźbiarzem, a jego środki wyrazu w tej dziedzinie w niczym nie odpowiadały mojemu wyobrażeniu o nim. Plejadzie malarzy miała odtąd towarzyszyć kolejna: plejada rzeźbiarzy.

Później, dużo później, pojąłem tę tajemnicę. Juan był jednym z nielicznych plastyków, którzy wiedzieli – dzięki intuicji czy też poprzez doświadczenie – że malarstwo i rzeźba są „kuzynkami”, lecz kuzynkami odległymi, z których każda krąży po swej własnej, nieprzecinającej się z tą drugą, a wręcz odległej orbicie. To dlatego, kiedy Soriano maluje, porusza się w świecie dwuwymiarowym, który rządzi się własnymi prawami linii, koloru i materii. Soriano-rzeźbiarz myśli natomiast i odczuwa w trzech wymiarach: barwę czerpie z materiału, którego używa oraz gładkiej lub szorstkiej faktury, poprzez którą się wyraża. Ponieważ powiedziałem już, że malarstwo i rzeźba to w twórczości Soriano dwa niewspółmierne wymiary, nie mam zamiaru snuć między nimi porównań.

Już w pierwszym spojrzeniu na trójwymiarową twórczość Juana Soriano uwagę bez wątpienia zwracają sugerujące konkret tytuły prac: Syrena, Gołąb, Byk… Słowo i rzeźba zbiegają się, choć w związku wolnym od dosłowności, bo nie ma w nim miejsca na żaden oczywisty naturalizm, lecz w aluzyjnej dwuznaczności. Obca jest mu również „stylizacja” (słowo nieszczęsne), bo styl Soriano bierze się raczej z koncepcji przekutej w niepowtarzalne kształty rzeźbiarskie. Powiedziałbym, że to poczucie, które skłania artystę – drogą skojarzeń – do transpozycji form zaczerpniętych z natury i tych które płyną z jego wyobraźni. Analogią nie jest tu jednak ekwiwalent lecz tłumaczenie pierwotnego tekstu.

Kiedy Juan obiera sobie namacalny konkret wspomaga go przestrzenna wyobraźnia, lecz większego jeszcze podejmuje się ryzyka, gdy pragnie w rzeźbie ująć ruch, jak w Fali. Jakże oddać w brązie nie tylko masę spienionej wody, materialność złamanej linii, ale dźwięk czy zapach soli i jodu? Masy, która nie tylko trwa w bezruchu, ale która daje schronienie rybom, których droga przecina tę wzburzoną płynną przestrzeń?

Fala, podobnie jak każda fala jest aktem odbywającym się w czasie i przestrzeni, a odtworzyć ją w sposób wolny od niewolniczego mimetyzmy już samo w sobie jest wyzwaniem niezwykłym. Ten splot nieregularnych, przeciwstawnych, wznoszących się linii, zatrzymana w brązie migawka oddająca płynność materii stanowią chlubę artysty, który posługuje się swym własnym kodem z niezrównaną swobodą i nieomylnością: jak Juan Soriano, rzeźbiarz.