Manuela Gretkowska | esej o ogrodzie rzeźb

PalomaNie ma nic dziwnego w tym, że ptaki migrują tysiące kilometrów. Lecą w poszukiwaniu chłodu albo ciepła, pokarmu i życia. Ptaki meksykańskiego rzeźbiarza Juana Soriano nie wydają się więc tak egzotyczne na polskiej wsi, przy dawnym dworze. Miejsce dla nich; park, galerię przygotował Marek Keller. To on, jeden ze stada migrujących artystów i podążających z nimi wielbicieli sztuki wypatrzył w Kazimierówce schronienie dla siebie, pamięci o Juanie i jego dzieł sztuki.

„Pewnego ranka obudził mnie w sypialni hałas. Na poręczy łóżka, tam gdzie sypiał Juan siedział gołąb. Otworzyłem mu okno, ale wyleciał niechętnie i wracał” – Marek opowiedział przy mojej pierwszej wizycie w kazmierowskim Ogrodzie Rzeźb.

Wierzę, że to był Juan. Tym bardziej że w galerii to właśnie jego rzeźbę gołębia ustawiono w tej części domu, którą Chińczycy praktykujący feng shui nazywają „strefą miłości”. Dlaczego przychodzi mi na myśl chińska symbolika, zamiast tej europejskiej mówiącej, że dusze zmarłych wracają do nas jako ptaki? Na pewnym poziomie, daleko i wysoko, na poziomie Nieba skąd patrzy Juan Soriano, wszystkie symboliki łączą się w jedno. Tak jak prawdziwa sztuka czerpiąca z tego, co w ludziach najgłębsze, wspólne i symboliczne. Opisując świat Chińczycy używają pięciu żywiołów: metalu, ognia, powietrza, wody, drewna. Także Juan użył ich do stworzenia swojego świata – sztuki. Jego ptaki są z metalu, wytapianego w ogniu. Mają kolor wody, są istotami powietrznymi, przysiadają na drzewach.

Niemal wszystkie rzeźby tego artysty powleka niebieska mgła Zatoki Meksykańskiej czy otwartego Oceanu. Meksyk otacza błękit wód i nieba. Mam wrażenie, że niemal każdy meksykański artysta musiał określić siebie, swoje miejsce w palecie barw przez wybór niebieskości. Frida Kahlo, z którą Juan się przyjaźnił, pomalowała swój dom na amarantowo. Wymieszała niewinność niebieskiego z kolorem krwi i cierpienia. Sądzę, że Soriano „definiuje” siebie przez delikatność morskiego błękitu. W Ogrodzie Rzeźb wita nas siedzący byk. Jego metaliczność, twardość i siłę przykrywa właśnie ten delikatny odcień. Miedzy wystawionej na morską bryzę i śródziemnomorskie słońce. W podobnym kolorze są kreteńskie rzeźby – cywilizacji z której pochodzi kultura Zachodu. Symbolem Krety był Byk, Minotaur – pół człowiek, pół zwierzę. Ptaki Juana też są ludzkie. Nie wiadomo czy mieliśmy skrzydła i pochodzimy od aniołów, ale na pewno od ptaków. Nasi wspólni przodkowie tak jak one znosili jaja. Idealnie okrągłe wydłużają się w jajowaty kształt kropli pod wpływem przyciągania przez Ziemię, życie na Ziemi.

Dlaczego w rzeźbach ptaków Juan zawrał prawie całą swoją sztukę i życie? Są symbolem wniebowstąpienia. Nie chciałabym się bawić w psychoanalizę, ale coś z ptaka, jego napowietrznej istoty miał ojciec artysty. Miasto Guadalajara, przed wojną. W salonie rodziców Juana zbiera się śmietanka miejscowych polityków, urzędników. Kapelusze, garnitury z porządnego płótna i prowincjonalne kroje świątecznych sukien. Szuranie krzeseł, zapach cygar i mięsistych kwiatów. Przerwana rozmowa o giełdzie albo nieznośnym upale, bo właśnie gospodarz szanowany obywatel i katolik, ale i słynne medium wpada w trans. Powoli unosi się nad podłogą i tak zostaje na granicy realności i magii. W albumie zdjęć przechowywanym przez Marka Kellera jest fotografia lewitującego ojca Juana. „Ojcze nasz któryś jest w niebie” jak ptaki, unoszący się jak one ponad ziemskie przyciąganie, jak postacie realizmu magicznego.

Myślę, że prace Juana Soriano, mają w sobie właśnie coś magicznego. Proszę przyjrzeć się jego fotografii przy wejściu do galerii. Spokojny, pewny siebie a zarazem natchniony dozoruje wytapianie rzeźby, powstawanie feniksa – z iskier i ognia.

Zimą jego prace pokrywa w polskim ogrodzie śnieg. Nadaje im graficzność znaku. Znaku tajemnicy, ale żeby ją poznać trzeba odwiedzić Ogród Rzeźb.